poniedziałek, 27 lutego 2012

Bałtyjka w wydaniu zimowym - operacja Wilczy Trop

Z mym lubym mamy zamiar wybrać się w tym roku na Wilczy Trop, w związku z czym trzeba się trochę "doultrasić" w kwestiach stroju i ekwipunku. Pomyślałam, że skoro będę przy okazji część rzeczy wykonywać własnoręcznie, warto to zamieścić na blogu. Ze strojem bałtyjskim ogólnie problemy są duże, a z Prusami jest jeszcze gorzej. Czytelnia na moim uniwerku nie pomogła w znalezieniu katalogów znalezisk. O publikacjach pani Łucji Okulicz - Kozaryn lepiej nie wspominać, ponieważ są dobrą podstawą do poznania dziejów ale wiedza się trochę zdezaktualizowała i jest tam dużo "chciejstw" autorki. I tak wychodzą kwiatki - opisując Prusów z wieków IX - XI ilustruje się to znaleziskami z cmentarzyska w Nowince (IV w. - wędrówki ludów). Szyjąc swój strój starałam się pójść na kompromis między strojami litewskimi, fińskimi i wikińskimi. Przygotowując się do uszycia fartucha, doszłam do wniosku że zrobię zapaskę zamiast sukni w stylu peplos. Ten typ zarezerwowałam sobie na później, gdy już będę miała ładne fibule do jego spięcia. Poza tym, uważam że taka zapaska jest wygodniejsza - moja służy w obozie do wszystkiego (chyba mogłabym spokojnie napisać książkę Sto zastosowań zapaski ;-P) Poza tym wszystko standardowo - lniane giezło, najnowszy nabytek szara wełniana suknia spodnia oraz zielona wierzchnia z czterema klinami (tu ukłon w stronę Skandynawii niemniej jednak uważam że zrobiłam błąd szyjąc ją w ten sposób). Bałtyjskości dodaje płaszczyk-chusta tzw. villajne.
Chusta jest bardzo wygodna i szczerze mówiąc to już sobie nie wyobrażam chodzenia z gołą głową! Włosy są pod kontrolą i nie martwię się że wyglądam fatalnie jak są niezbyt świeże :-).

poniedziałek, 6 lutego 2012

Zimowe igłowanie

Zima za pasem, u mnie śniegu po kolana a mrozy sięgają - 32 stopni. Postanowiłam wykorzystać czas przerwy międzysemestralnej i zimowej aury do nauczenia się naalbindingu. W ciągu ostatnich lat robiłam kilkukrotne podejścia do tej techniki ale bez skutku. Na szczęście z wiekiem mam większą cierpliwość i się nauczyłam... na pierwszy ogień poszła rękawica:
Dlaczego jedna? Druga była totalną porażką i na razie zbieram się do prucia. Później na tapetę poszły skarpety:
Jedna wyszła bardziej w moim rozmiarze (37) a druga... no widać że jest większa i bardziej krzywa, średnia z nich para :P Robiąc te pokrzywione części garderoby nie używałam żadnych szablonów. Liczyłam na swoją intuicję i podpowiedzi mamy, jak podobne rzeczy wykonuje się na drutach. Wydaje mi się, że jak na pierwsze wyroby nie wyszło tak źle - ścieg jest równy, nie rozbiega się i jest jednolity. Zdecydowanie muszę popracować nad regulowaniem szerokości. Aktualnie wykonuję czapeczkę, która chyba nawet na moją głowę będzie za mała xD
Przy okazji mogę się pochwalić tłem wykorzystanym do zdjęć - jest to skóra renifera za uwaga, 50 zł! I w dodatku ze sklepu Jysk. O dziwo, wybrałam taki egzemplarz, z którego nie sypie się futro i może sobie spokojnie leżakować w moim pokoju na podłodze! Czasem nawet migruje pod kominek :)! A naalbindingu uczyłam się z TEJ strony.