poniedziałek, 5 listopada 2012

Zaległości

Dawno nie pisałam, ale zawsze w przedziale lipiec - październik wpadam w wir różnych innych zajęć i nie mam weny na prace rekonstrukcyjne. W ten sposób robią mi się niezłe zaległości! Jest mi miło, że coraz więcej osób obserwuje mojego bloga - to mnie motywuje.

Nadrabiamy w takim razie!

Jeszcze przed wyjazdem na Wilczy Trop Anna zaprosiła mnie do współpracy nad jednym projektem. Opisane jest to na jej stronie. Mi przypadła część kobieca (szczerze nie lubię szyć męskiego stroju!). Ze względu na komercyjny charakter przedsięwzięcia nie musiałyśmy trzymać się wzorów z epoki. Mimo, że jest to trochę fantazja ilość pracy, którą poświęciłam na stworzenie detali warta jest publikacji ;-). Poza tym efekt końcowy mi się podoba (a mam wrażenie że widziałam na festiwalach osoby bardziej strojne). Krajki na obszycia są mojego wytworu (bardko), hafty natomiast zostały wyciągnięte z koszyka Anny (zrobiła je dawno temu a wpadło nam do głowy, że mogą całkiem dobrze wyglądać). Szycie maszynowe, wykończenia ręczne nićmi lnianymi.




(fot. Anna,)

czwartek, 19 lipca 2012

Wilczy Trop

Pomimo dużej ilości kilometrów udało nam się pojechać na Wilczy. Zdecydowanie było warto. Mimo, że nie było zorganizowanych warsztatów udało nam się znaleźć czas i posiedzieć trochę z naalbindingiem (nauczyłam się nowego splotu) a najważniejszym punktem soboty był wytop szklanych paciorków.

W piątek wraz z Mojmirą wylepiłyśmy piecyk kopułkowy. Całe zamieszanie paciorkowe wynikło z naszej rozmowy - okazało się, że ma wszystko co potrzebne do wytopu a ja od zawsze chciałam zobaczyć jak to się robi ;-)!


Piecyk ma nasz bardzo pożyteczny patent - sitko przy wlocie powietrza, dzięki któremu bardzo dobrze rozprowadzało się powietrze z miechów i pozwoliło nam uzyskać temperaturę do stopienia szkła.

Ważną rzeczą w piecyku do wytopu koralików jest półeczka, na którą kładzie się kawałki szkła do stopienia:


Do tego piecyk posiada aż trzy otwory: u góry na gliniany kubek na gotowe paciorki (żeby od nagłej zmiany temperatury nie popękały) oraz dwa otwory po bokach na szczypce i pręty.


W następnym poście będzie trochę na temat samego wytopu paciorków.

czwartek, 14 czerwca 2012

Krosna

Podczas warsztatów w Pruszczu Gdańskim, które odbyły się już dwa tygodnie temu udało mi się osnuć krosna (z dużą pomocą Ani. Krosna są, jak każda tkaczka widzi - harfa od Kromskich, kupiłam najszerszą wersję (80 cm). Podczas przygotowywania osnowy okazało się, że nie jest to takie straszne jak myślałam. Efektem tych początków jest wąska tkaninka z ciekawej melanżowej włóczki. Bieżniczko/obrusiko/szalik z rekonstrukcją nie ma wiele wspólnego za to znakomicie sprawdza się w roli "serwetki" na pralce ;-) Krosna w pełnej okazałości: I gotowa tkanina. Na tych krosnach tka się łatwo i przyjemnie - wszak to większa wersja bardka z dodaną ramą. Jedyny minus jest taki, że trudno jest wykonać tkaninę zbitą i nici wątku zawsze są na wierzchu. Na pewno krosna pionowe byłyby lepsze, ale Harfa od Kromskich jest kompaktowa - składasz i chowasz do szafy nawet, gdy są osnute! Dla studentek i osób często zmieniających miejsce zamieszkania jak znalazł. Kolejnym atutem jest wykonanie - najwyższej jakości, z dbałością o detale. Nie szpecą pomieszczenia a wręcz tworzą ciekawą dekorację. Minusy - myślałam że będą mniejsze ;-) z osiemdziesiątkami ciężko zasiąść wieczorem i przy okazji oglądać film. Ostatnim minusem jest niehistoryczność, która jakoś by uszła gdyby siatka nie była z plastiku ;P! Mam już nowy pomysł na tkaninę historyczną, oby wszystko się udało a będzie kolejny temat do stworzenia posta! Podziękowania dla Ani - za zdjęcia i za pomoc w osnuciu ;-)!!

środa, 23 maja 2012

Hallstatt

Człowiek uczy się całe życie. O wczesnej epoce żelaza zajęcia miałam na drugim roku, w tym oczywiście o kulturze halsztackiej i stanowisku Hallstatt w Austrii. Wykładowcy jednak nie przywiązywali wielkiej wagi do pokazywania ogromu znalezisk z kopalni soli - wiedziałam, że znaleziono tam (i na pobliskim cmentarzysku) bardzo wiele ciekawych przedmiotów ale o tekstyliach nikt nie powiedział ani słowa. Okazuje się, że zbiór jest bardzo interesujący i olbrzymi! W sieci można znaleźć sporo materiałów na temat tekstyliów z tego stanowiska, ja chciałam skupić się na jednym:
Wzór wykonany z 16 tabliczek, techniką wykorzystującą dwie, przeciwstawnie usytuowane dziurki w tabliczkach (ang. two - hole)... swoją drogą czasem nazwy angielskie są łatwiejsze od polskich... kolory i materiał to moja inwencja twórcza. A inspirację znalzałam na blogu Adventures in Historical Tablet Weaving. Mam ambicję usiąść w bibliotece muzeum archeologicznego w Gdańsku i trochę poszukać literatury na temat samych krajek, jak na razie znalazłam trochę o ubiorze oraz tekstyliach - wpis się szykuje. Ponadto zbliża się sesja, więc zamiast siedzieć z nosem w książkach czy dokańczać licencjat (też o tekstyliach) robię różnie pierdołki na które nie miałabym cierpliwości w innych okolicznościach. W sesji zimowej nauczyłam się naalbindingu więc teraz przyszła kolej na igły i szpulki. Jedna zrobiona jest z mieszadełka do kawy, druga z dosyć twardego kawałka drewna (chyba grab). Szpulki powstały z drewna jakiegoś drzewa iglastego, służącego w domu jako podpałka.

wtorek, 15 maja 2012

Buty z Kernave

Postanowiłam zrobić sobie historyczne i zgadzające się z szerokością geograficzną buty. Krój butów z Kernave jest bardzo prosty - idealny na pierwsze szewskie eksperymenty. Pomysł na wykrój zaczerpnęłam z forum Pirzdaustra. Poniżej zdjęcie oryginału z katalogu:
Buty datowane są na XIII - XIV w. jednak ich krój jest tak prozaiczny, że nie uważam żeby we wczesnym średniowieczu nie było podobnych. Kolejnym argumentem na wykorzystanie wzoru późniejszego jest na prawdę mało zmieniająca się biżuteria bałtyjska - od IX do XV w. mamy duże podobieństwo form na całym obszarze (w Polsce na przykład Równina Dolna, znaleziska z Litwy i terenów Letgalii na Łotwie). Elementy stroju bałtyjskiego, takie jak villajne (chusta czy też płaszcz z frędzlami) na prawdę nie ulegały zmianach (widać to po uznaniu chrześcijaństwa i pierwszym szkieletowym pochówkom). Podpatrzony wykrój wykonany przez Szymona:
Efekt mojego plecenia i lekkiego poprawiania (były trochę za duże, więc poprzycinałam i dorobiłam dziurki):
Planuję jeszcze zaimpregnować podeszwę i wymienić rzemyki na bardziej historyczną opcję - z tą wstyd się pokazać ;-). Ponadto wielkie podziękowania należą się Szymonowi, który cierpliwie przeniósł wykrój na kartkę i nadał projektowi kształtu!

niedziela, 6 maja 2012

Operacja Wilczy Trop - strój dla Szymona

Drugi post z przygotowań do Wilczego Tropu. Obydwoje staramy się odtwarzać wczesnośredniowiecznych Prusów z okolic Truso (tereny Pogezanii). Według przekazów pisanych i ikonografii strój męski nie różnił się wiele od innych z tej epoki (Skandynawskich czy Słowieńskich). Spodnie (zwane lagno) były wąskie, koszule sięgały kolan. Charakterystyczne dla bałtów, niezależne od płci było ozdabianie mankietów brązowymi okuciami. Cieplejszym okryciem była tunika albo kaftan (wolałabym skłaniać się ku tunice). Mój luby nie należy do osób lubiących inwestować w stroje, jednak w wełnianych spodniach z dziurami już biegać nie chciał więc zabrałam się za nowe. Zdecydowanie spodnie nie należą do moich ulubionych w szyciu. Po kilku próbach zszywania kroku, który wciąż pękał wszyłam tam klina:
I tak jakoś dziwnie leżą, ale ponoć krajkami można je dobrze ułożyć. Brakuje jeszcze wełnianych owijaczy ale jeden się zgubił! Spodnie uszyte są maszynowo, wszystkie wykończenia ręcznie obszywane (szew maszynowy przynajmniej trzyma ten krok w ryzach...). Len jest z lumpeksu - po pierwszych upałach okaże się ile ma domieszki sztuczności, ufarbowałam go sama chemicznymi barwnikami 1 saszetką niebieskiego + 1/2 saszetki czarnego na około 2 m materiału. Koszula powstała 1 - 2 lata temu ale wyszła fatalnie, więc ją przerobiłam - dodałam obszycia z wełny z domieszką jedwabiu.

środa, 28 marca 2012

Maluszki

Znudziło mi się ostatnio robienie grubych krajek z włóczki sklepowej. Mocy urzędowej za to nabierały dwie cienkie krajki i tak mnie wciągnęły, że przy okazji zrobiłam coś nowego ;-)! Nauczyłam się wzoru ze Snartemo. Rok temu dostałam od zadowolonej z zamówienia klientki prawdziwy skarb - duuużo motków z piękną wełną norweską. Bardzo cieniutką! Ponoć służyła do haftowania. Jest dosyć wymagająca, łatwo się rwie i siepie (o kotach które chowają się po kątach nie będę już nawet wspominać...) ale efekt jest super ;-)!
Oprócz Snartemo wykonałam też z owej wełny wariację na temat krajki z Birki (robiłam ją od lipca zeszłego roku ale skończyłam przedwczoraj - oczywiście z lenistwa)
Do tego dokończyłam romby w jedwabiu:
A paski powstały rok temu ale jakoś tak leżą bezpańskie...
Plany na nowe wzory są, ale ciekawe czy starczy mi cierpliwości i czasu ;-). Mam nadzieję, że w końcu się zbiorę i napiszę coś o tkaninach importowanych w okresu rzymskiego!

poniedziałek, 27 lutego 2012

Bałtyjka w wydaniu zimowym - operacja Wilczy Trop

Z mym lubym mamy zamiar wybrać się w tym roku na Wilczy Trop, w związku z czym trzeba się trochę "doultrasić" w kwestiach stroju i ekwipunku. Pomyślałam, że skoro będę przy okazji część rzeczy wykonywać własnoręcznie, warto to zamieścić na blogu. Ze strojem bałtyjskim ogólnie problemy są duże, a z Prusami jest jeszcze gorzej. Czytelnia na moim uniwerku nie pomogła w znalezieniu katalogów znalezisk. O publikacjach pani Łucji Okulicz - Kozaryn lepiej nie wspominać, ponieważ są dobrą podstawą do poznania dziejów ale wiedza się trochę zdezaktualizowała i jest tam dużo "chciejstw" autorki. I tak wychodzą kwiatki - opisując Prusów z wieków IX - XI ilustruje się to znaleziskami z cmentarzyska w Nowince (IV w. - wędrówki ludów). Szyjąc swój strój starałam się pójść na kompromis między strojami litewskimi, fińskimi i wikińskimi. Przygotowując się do uszycia fartucha, doszłam do wniosku że zrobię zapaskę zamiast sukni w stylu peplos. Ten typ zarezerwowałam sobie na później, gdy już będę miała ładne fibule do jego spięcia. Poza tym, uważam że taka zapaska jest wygodniejsza - moja służy w obozie do wszystkiego (chyba mogłabym spokojnie napisać książkę Sto zastosowań zapaski ;-P) Poza tym wszystko standardowo - lniane giezło, najnowszy nabytek szara wełniana suknia spodnia oraz zielona wierzchnia z czterema klinami (tu ukłon w stronę Skandynawii niemniej jednak uważam że zrobiłam błąd szyjąc ją w ten sposób). Bałtyjskości dodaje płaszczyk-chusta tzw. villajne.
Chusta jest bardzo wygodna i szczerze mówiąc to już sobie nie wyobrażam chodzenia z gołą głową! Włosy są pod kontrolą i nie martwię się że wyglądam fatalnie jak są niezbyt świeże :-).

poniedziałek, 6 lutego 2012

Zimowe igłowanie

Zima za pasem, u mnie śniegu po kolana a mrozy sięgają - 32 stopni. Postanowiłam wykorzystać czas przerwy międzysemestralnej i zimowej aury do nauczenia się naalbindingu. W ciągu ostatnich lat robiłam kilkukrotne podejścia do tej techniki ale bez skutku. Na szczęście z wiekiem mam większą cierpliwość i się nauczyłam... na pierwszy ogień poszła rękawica:
Dlaczego jedna? Druga była totalną porażką i na razie zbieram się do prucia. Później na tapetę poszły skarpety:
Jedna wyszła bardziej w moim rozmiarze (37) a druga... no widać że jest większa i bardziej krzywa, średnia z nich para :P Robiąc te pokrzywione części garderoby nie używałam żadnych szablonów. Liczyłam na swoją intuicję i podpowiedzi mamy, jak podobne rzeczy wykonuje się na drutach. Wydaje mi się, że jak na pierwsze wyroby nie wyszło tak źle - ścieg jest równy, nie rozbiega się i jest jednolity. Zdecydowanie muszę popracować nad regulowaniem szerokości. Aktualnie wykonuję czapeczkę, która chyba nawet na moją głowę będzie za mała xD
Przy okazji mogę się pochwalić tłem wykorzystanym do zdjęć - jest to skóra renifera za uwaga, 50 zł! I w dodatku ze sklepu Jysk. O dziwo, wybrałam taki egzemplarz, z którego nie sypie się futro i może sobie spokojnie leżakować w moim pokoju na podłodze! Czasem nawet migruje pod kominek :)! A naalbindingu uczyłam się z TEJ strony.